wtorek, 19 stycznia 2010

Smutek...

Kolejny już raz powróciły myśli o tym, ile zła w moim życiu wyrządził alkohol... Nie wiem czy jest w tym ukryty przez jakąś "wyższą siłę" cel, czy po prostu zwykły pech. Wierzę w przeznaczenie ale nie potrafię go już w tym wszystkim odnaleźć. Fakt jest taki, że odkąd sięgam pamięcią, najbliższe mi osoby niszczyły życie sobie, mnie i reszcie bliskich osób sięgając zbyt często po alkohol. Najgorsze jest w tym chyba to, że nic się nie zmienia. Że brak mi już nadziei na to, że będzie choć trochę lepiej... Mimo bólu, upokorzeń, odrzucenia, osoby te nadal upijają się przy każdej nadarzającej się okazji a praktycznie nie czekając już nawet na żadną... Już nawet nie chce im się ze swego zachowania tłumaczyć. Nie wiem co robić. Co musi przeżyć taka osoba żeby chociaż zacząć nad sobą i swoim zachowaniem myśleć? Żeby zastanowić się nad tym do czego taki tryb życia prowadzi? Czy faktycznie muszą sięgnąć dna? Nawet tego najgorszego, które trudno jest sobie wyobrazić... A co, jeśli od tego dna nigdy już się nie odbiją? Co mają robić takie osoby jak ja? Pomagać czy potępiać? Traktować z sercem i czułością czy zimno i konsekwentnie? Próbowałam już chyba każdej możliwości... Za każdym razem nie działo się nic... Najczęściej ostatnio zaczynam myśleć o odcięciu się od tego wszystkiego. Odwróceniu się i podążaniu własną drogą. Tylko jak zrobić tak drastyczny krok w stosunku do własnej rodziny...? Do najbliższych... Zbyt wiele pytań i żadnej odpowiedzi... Nie mam już sił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz