czwartek, 9 września 2010

Obawy...

Miały być wielkie zmiany! Miała być przeprowadzka! I co? I zmiany są, owszem, ale w domu :) Za nami bardzo długie i trudne rozmowy. Słowa przeplatane łzami i krzykiem. Rozmowy, z których na szczęście, udało nam się wyciągnąć wnioski. Dlaczego zaczęliśmy rozmawiać dopiero teraz? Dlaczego musiało paść tak wiele przykrych słów? Nie wiem... Może potrzebowaliśmy jakiegoś wstrząsu żeby zacząć zastanawiać się nad swoim postępowaniem... Od jakichś trzech tygodni próbujemy nauczyć się żyć od nowa. Dostrzegać potrzeby tej drugiej strony. Próbujemy żyć razem a nie obok siebie... Nie jest już tak, jak było kiedyś. Nie ma już euforii. No, ale po tylu latach to nie jest dziwne :)

Jednak, mimo wszystko, mam obawy. Boję się, że to się nie uda. Że za jakiś czas wróci wszystko to, co nas dzieliło. Ale jedno jest pewne - muszę spróbować jeszcze raz. Znam siebie i wiem, że za jakiś czas dręczyło by mnie poczucie winy, że nie podjęłam tej próby. Więc podejmuję. I mam nadzieję, że się uda! Jeżeli nie, to będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć - próbowałam, starałam się, ale nie wyszło...

Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo mnie martwi. W zeszły piątek Babcia złamała biodro... Ma 84 lata, początki alzheimera i zaawansowaną osteoporozę... Martwię się o Nią. Złamania w tym wieku często kończą się źle... Jutro ma mieć operację. Będę przy niej myślami i będę prosić wszystkie dobre duchy aby nad nią czuwały...