sobota, 2 października 2010

Rytmicznie, dynamicznie...

Chyba potrzebowałam trochę czasu, żeby ochłonąć po ostatnim przedłużonym weekendzie :P Dlatego dopiero dziś udało mi się usiąść do napisania paru słów.
Najpierw był wyjazd firmowy do Pragi... Miasto urzekło mnie dopiero po jakimś czasie. Na początku był szok. Wjeżdżając na praskie obrzeża zobaczyłam jedynie komunistyczną zabudowę, ogromny korek i takie same bilbordy jak u nas, tyle, że po czesku :) Na szczęście im bardziej w głąb tym piękniej... Starówka i jej klimat przebiły chyba wszystko, co do tej pory widziałam! Ale chyba największym zaskoczeniem była czystość tego zatłoczonego jak hipermarket miasta. W każdym kącie czysto! Człowiekowi było by głupio przed samym sobą rzucić na ziemię nawet najmniejszy papierek :) Nie wiem jak Oni to robią, ale zasiali w turystach jakąś taką mentalność, że należy szanować to piękne i oszczędzone przez czas i historię miasto... Zdecydowanie zbyt mało czasu było na choć pobieżne poznanie Pragi :( Dwa dni to czas, który pozwoliłby lepiej poznać jakiś mały fragment, jakąś namiastkę ale na całe miasto to potrzebny jest przynajmniej tydzień codziennych spacerów i to najlepiej z jakimś dobrym przewodnikiem. Widziałam jednego takiego, z powołania. Amerykanin. Wycieczka, którą oprowadzał stała wpatrzona w niego i zasłuchana jakby świat wokół nich gdzieś zniknął. A on opowiadał... Żałowałam, że nie mogłam przystanąć na dłużej i posłuchać tych ciekaawych historii, które opowiadał. W piątek przyszedł niestety czas na powrót do Polski i prawie natychmiastowy wyjazd do Warszawy :)

Nasza stolica była niestety ogromnym kontrastem dla Pragi :( Nie udało mi się zobaczyć zbyt wiele, ale to, co widziałam, przyprawiało mnie o skurcze żołądka :/ Brud, smród i ubustwo... Do tego chamstwo kierowców, którzy myślą, że są mistrzami kierownicy a cała reszta ludzkości to debile. Tak naprawdę, to widziałam tylko ścisłe centrum, kawalątek Pragi (!) i  Grochowa, udało mi się przejechać komunikacją miejską i na koniec dotrarłam do Łazienek. I tam, poczułam się, jakbym przeniosła się, w niewiadomy sposób, w jakieś zupełnie nie pasujące do Warszawy miejsce! Pięknie i klimatycznie... Niestety, tam również natknęłam się na tłumy spacerowiczów cieszących się piękną, polską jesienią. Ale otoczenie sprawiło, że dało się nie zauważać ludzi idących obok a wiewiórki jedzące ludziom z ręki potrafią chyba rozbroić nawet najbardziej zatwardziałe serca :)

No a dziś był pierwszy dzień na uczelni po wakacjach! Kocham tych ludzi! :* Stęskniłam się za nimi i strrrasznie ucieszył mnie ich widok :D Oczywiście cały dzień się prześmiałam a jutro czeka mnie powtórka z rozrywki :D