wtorek, 9 listopada 2010

Dom...

Dom... Chyba nie wiem co to znaczy... Kiedy mieszkałam z rodzicami uciekałam z niego przy każdej nadarzającej się okazji. I to nie tylko w przenośni... Teraz robię dokładnie to samo. Skazana na samotność? Chyba tak. Sama czuję się najlepiej. Nie potrafię iść na kompromisy. Nie potrafię? A może po prostu nie chcę? Nie wiem. Chciałabym czasem aby moje życie wyglądało jak to z "Rozlewiska" ale nie umiem zrobić niczego w tym kierunku. Nieprzystosowana jakaś jestem. Czytam blogi dziewczyn, którym radość sprawia dbanie o dom a może raczej to, że dbają o ten dom dla kogoś... Czytam książki mówiące o rodzinie i szczęśliwym życiu wśród bliskich. Słucham koleżanek w pracy jak opowiadają o mężach, dzieciach, codziennych sprawach. I zastanawiam się dlaczego ja tak nie potrafię? Co sprawia, że nie umiem zaaklimatyzować się nawet po ośmiu latach?!? Nie mam zielonego pojęcia... Jedyne na co mam w tej chwili ochotę to wsiąść do jakiegoś szybkiego pojazdu i uciec stąd jak tylko się da najdalej... Jedyne czego mi brak to prawdziwy Przyjaciel...