poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Refleksja...

W sobotę wybrałam się na spacer. Spacer po swoim mieście. Żeby zobaczyć jak wygląda w nim wiosna. Ostatnie wydarzenia i typowo wyspiarska, a nie Polska pogoda, chyba jakoś przysłoniły to, co działo się w przyrodzie. Kiedy wstałam rano i zobaczyłam zieleń trawy połyskującą w słońcu zdałam sobie sprawę, że w końcu przyszła wiosna! Nareszcie... W związku z tym, po południu wzięłam aparat, koleżankę i poszłyśmy połazić. Dookoła wszystko zaczęło zakwitać, kolory nasycone i świeże dzięki duuuuużej ilości wilgoci jaką ostatnio rośliny otrzymały, ludzie spacerujący i uśmiechnięci a jednak jacyś zamyśleni... Na ulicach i alejkach mimo, że tłoczno, było jednak bardzo spokojnie. Wszyscy rozmawiali po cichu, tak, jakby nie chcieli czegoś zakłócić, komuś przeszkadzać...

I wtedy zaczęłam dostrzegać trzy zupełnie nie wiosenne kolory: biel, czerwień i czerń... Gdziekolwiek by nie spojrzeć wszędzie wiszą flagi. A im bliżej centrum miasta tym ich więcej. Chyba pierwszy raz przyjrzałam się jak to u nas w mieście wygląda. Przez cały ten tydzień widziałam tylko drogę na przystanek autobusowy i z powrotem. Tacy już jesteśmy, że chyba tylko narodowe tragedie potrafią nas łączyć, ale widać to na każdym kroku... Na każdym bloku, na samochodach, witrynach sklepowych, wszędzie widać jakieś oznaki narodowej żałoby. Dlaczego, jednak dopiero tak spektakularna śmierć tylu osób potrafi sprawić, że naród jest jedną, spójną całością? Dlaczego na co dzień, Polacy znani są na świecie z tego, że sami siebie potrafią wykończyć, oszukać?

Sobotni spacer był więc bardzo kontrastowy. Radosne oznaki wiosny na przemian z oznakami żałoby... Refleksyjnie jakoś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz