niedziela, 28 lutego 2010

Strach...

Pierwszy raz od dawna obawiam się tego co mnie spotka w pracy. I nie boję się, że ją stracę. Boję się, że trafię z deszczu pod rynnę... Jutro powinny zapaść ostateczne decyzje związane ze zmianami jakie muszą nastąpić w najbliższych dniach. Od tych decyzji będzie zależało jak potoczą się moje dalsze losy...

A poza tym, po tym całym weekendzie, poczułam się jakoś tak strasznie samotnie. Znów mam poczucie, że nie mam nikogo na tym cholernym świecie. Nie mam z kim pogadać o tym wszystkim co mnie ostatnio gnębi. Każdy ma coś ważnego, coś trudniejszego i bardziej pilnego. I mimo, że to rozumiem, to mnie się chce wyć! I nic na to nie poradzę...

I jeszcze, przez ten weekend, spojrzałam na pewne sprawy z tej "drugiej strony". I wiele rzeczy zobaczyłam w trochę innym świetle niż do tej pory... I nie jest mi z tym dobrze... I boję się, że przez to wiele się zmieni... Wcale nie na lepsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz